30 paź 2016

Ocho.

- Jakich nas? Alvaro obudź się. My nigdy nie istnieliśmy. - Wpuściłam Hiszpana do środka, zamykając za nim drzwi, a potem udałam się do kuchni, aby wyłączyć piekarnik z zapiekanką. Gdy już wyłączyłam urządzenie, przetransportowałam maluszka z kojcem i zabawkami do salonu, a sama zaciągnęłam Morate do kuchni. Nie chciałam, żeby chłopiec przysłuchiwał się naszej rozmowie, mimo że nic i tak nie rozumiał z tego.
- Tęskniłem. Tak bardzo za tobą tęskniłem.- niespodziewanie przytulił mnie mocno do siebie, wtulając twarz w moją szyję. "Tęskniłem" - jedno, zwykłe słowo - a tak cholernie potrafi uszczęśliwić każdą kobietę, która to usłyszy.
- Ja też tęskniłam, mimo że nie powinnam. - odepchnęłam go, a potem wyminęłam i nalałam sobie wody do szklanki.
- Dlaczego niby nie powinnaś? - prychnął, opierając się rękami o stół.
- Przypominam ci, że nadal masz dziewczynę Morata - odpowiedziałam mu, zerkając na chwilkę do salonu i sprawdzając, czy z Isco Jr. Wszystko dobrze. Wprawdzie chłopiec miał już te pięć lat i nie był niemowlęciem, przy którym trzeba siedzieć, ale ostrożności nigdy za wiele. - Dlaczego nie jesteś na treningu jak Francisco?
- Bolą mnie mięśnie i Zizou dał mi jeden dzień wolnego. - odparł, siadając przy stole.
- Znowu? - spytałam, bo przypomniałam sobie wcześniejszą sytuacje, gdzie odpoczywał, ale tym razem od meczu, a nie od treningu.
- Znowu? - powtórzył moje pytanie i po chwili dodał - nie cieszysz się na mój widok, dlaczego?
- Dziwisz mi się? Znowu przychodzisz do domu Isco. Nie chce mieć problemów w pracy. - odparłam i spojrzałam na zegar wiszący na ściany. Franek miał wrócić za jakieś 45 minut. Nie chciałam, aby spotkał Alvaro u siebie. - Najlepiej będzie, jak już sobie pójdziesz.
- Chciałbym pogadać o tym, co z nami będzie, Sophie. - podszedł do mnie, a potem chwycił w ręce moją twarz. - Co robisz jutro? - zapytał, odgarniając kilka pasemek włosów z mojego czoła.
- Jestem umówiona, już ci to mówiłam wcześniej. - odsunęłam się od niego, bojąc się trochę reakcji Hiszpana.
- Z Isco? - spytał oburzony.
- Nie, nie z Isco. On jest tylko moim pracodawcą, no może się kumplujemy i to wszystko. - odpowiedziałam, mijając go i siadając na blacie kawałek od niego.
- To z kim? - zdziwił się.
- Z Cristiano. - odparłam i starałam się nie patrzeć na niego. Wiem, że się wkurzy.
- Cristiano to mój kumpel i znam go. On nie traktuje kobiet poważnie.
- A ty traktujesz? Zdradzasz Alice, którą podobno kochasz. Przyjechała za tobą z Włoch tutaj, a ty ją oszukujesz, więc z łaski swojej odpieprz się ode mnie i od Cristiano.
- Dobrze, jak sobie chcesz, ale nie dzwoń mi z płaczem, jak cię zrani.
- Dlaczego miałabym zadzwonić do ciebie, a nie Isco? - zapytałam śmiejąc się. Rozbawił mnie idiota.
- A po co do Alarcona? Zresztą nieważne, cześć. - wyszedł, trzaskając drzwiami, burak jeden. A niech idzie z Bogiem!
Poszłam do salonu, aby wciągnąć malca z kojca, aby go przebrać i umyć rączki przed kolacją. Chciałam już być gotowa z obiadem, jak przyjdzie Francisco, bo podgrzewane jedzenie źle smakuje.
Pół godziny później do domu wszedł Franek, a ja z chłopcem już nakrywałam do stołu. To znaczy, ja układałam szklanki i sztućce, a malec podbierał mi pieczywo z talerza.
- Po co był tutaj Morata? - rzucił torbę w przedpokoju i podszedł do mnie, a potem zabrał mi z rąk widelce, które miałam położyć na stole.
- Cześć Franek, ciebie też miło widzieć - odpowiedziałam z przekąsem.
- Pytam poważnie, co on tutaj robił? - posadził mnie na blacie, a małego pocałował w główkę i się z nim przywitał. Ze mną nie, bo po co oczywiście.
- Chciał pożyczyć od ciebie jakąś płytę, ale nie wiedziałam, gdzie ją masz. - skłamałam.
- Nie kłam, bo gdyby przyszedł po płytę, sam sięgnął sobie by z półki, bo dobrze zna ten dom i wie, gdzie wszystko się znajduje. Więc po co był? - boże, co za cholerny detektyw.
- Chciał ze mną pogadać. - odpowiedziałam, nie patrząc na niego, bo nie chciałam, aby odkrył, że kłamie.
- Gdyby chciał pogadać, to nie przychodziłby do ciebie, wtedy kiedy jesteś sama, a ja jestem na treningu.
- Nie drąż Alarcon tematu i jedzmy, bo zaraz wystygnie. - odpowiedziałam, schodząc z blatu i próbując go minąć, ale Hiszpan jest uparty i przytrzymał moje biodra rękami, nie chcąc puścić.
- Nic nie będziemy jedli, dopóki mi nie powiesz, po co on tutaj przylazł. - chwycił moją twarz w swoje ciepłe dłonie, a ja przez te jego piękne oczy wymiękłam.
- Chciał porozmawiać ze mną o mnie i o nim. - spuściłam głowę, nie chcąc widzieć jego wyrazu twarzy. - Ale mnie i jego nie ma, rozumiesz? On ma Alice.
- A ty? - chwycił moją twarz ponownie w ręce.
- Co ja? - nie wiedziałam, o czym on mówi.
- Masz kogoś? - zaskoczył mnie tym pytaniem i chwile zastanawiałam się nad odpowiedzią.
- Mam ciebie. - cholera, czy ja naprawdę to powiedziałam? Przecież miał być tylko seks i randka, czyli zabawa, a nie zakochanie. W sumie myślę, że jeszcze za wcześnie na zakochanie, ale zauroczenie, to jest chyba to.
- Masz mnie, tak. Jednak nadal latasz za innymi. - odparł spokojnie.
- A co ja pies jestem, że biegam za facetami? - oburzyłam się i odepchnęłam jego łapska.
- A kto lata za Cristiano i Alvaro? Ja czy ty? - wkurzył się. I dobrze. Jak będzie trochę zazdrosny, to nic mu się nie stanie prawda?
- Przestań dobra? Jedzmy już, bo naprawdę wystygnie.- Zeszłam z blatu, posadziłam chłopca na krześle i położyłam na stół danie, które wcześniej przygotowałam. Po wlaniu soku do kubeczka Juniorowi nałożyłam mu również zapiekankę na talerz.
- Nałożyć ci czy nie? - spytałam Alarcona. - Nie bój się, nie otrujesz się. - dodałam z uśmiechem, gdy zobaczyłam jego dziwną minę.
Obiad zjedliśmy w spokoju na szczęście i Franek nie drążył już tematu Alvaro. Mam nadzieje, że nie będzie robił awantur mu jutro na treningu. Kilka godzin później chłopaki odwieźli mnie pod mój dom. Pożegnałam się czule z maluszkiem, a jemu ojcu dałam buziaka w policzek i wysiadłam. Mieliśmy zobaczyć się dopiero w środę, ponieważ jutro z rana miała przyjechać mama Francisco, która chce zabrać młodego na dzień do siebie. Zaczynało mnie martwić to, że coraz mocniej przywiązywałam się do chłopca i zaczynałam coraz bardziej tęsknić.
Po wejściu do domu poszłam wziąć gorącą kąpiel, a potem przygotowałam sobie notatki, które miałam zabrać na uczelnie. Gdy szykowałam sobie strój na jutro, dostałam smsa od Kelly, że musimy koniecznie się w tygodniu spotkać. Umówiłyśmy się, że przyjedzie po mnie do domu Alarcona jak skończę prace w czwartek. W momencie, gdy już się położyłam do łóżka w celu pójścia spać, dostałam smsa. Od Isco.
'Franek: Tęsknie za tobą."
Trzy słowa, a tak mnie ucieszyły... Trzy słowa, które były zapowiedzią tego, jak bardzo wywróci się moje życie do góry nogami w tym tygodniu.
                                                                       ***

Wracam z czymś nowym. Miałam trochę nauki w szkolę, ale teraz powoli wszystko wraca do normy i wracam z rozdziałami regularnie. Miałam w planach 2x w tygodniu coś wstawiać, ale przez pracę i naukę + ff z Sergio nie dam rady. Jednak na pewno przynajmniej raz w tygodniu będzie się tutaj coś nowego pojawiać. :)
No to chyba na tyle z ogłoszeń parafialnych. Buziaki i do następnego xx

2 komentarze:

  1. Zapowiedź przewrotu? Podoba mi się to! ;D Czekam na next i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. o boże, ta Sophie to ma przekichane z tymi facetami XD no ale sama sobie zgotowała taki los :v
    Franek... zakochałeś się?
    w końcu tu zawitałaś! aw, czekałam na ten rozdział, jednakże na kolejny czekam jeszcze bardziej :D

    OdpowiedzUsuń