6 mar 2017

Doce.

Wróciłam do domu koło północy. Na szczęście dziś był piątek, więc jutro miałam wolne na uczelni. Moim jedynym obowiązkiem było wzięcie Isco Juniora na mecz, który miał być o 16:15. Młodego podrzucić miała mi jego babcia około południa. Dostałam wejściówki specjalnie upoważniające mnie do wejścia, do loży oraz jakieś szmaty z nazwiskiem Alarcona. Miałam to niby ubrać jutro. Po przyglądaniu się owym ubraniom przez godzinę stwierdziłam, że jeden jedyny raz mogę to coś białego zwanego koszulką ubrać. Miałam w planach poważną rozmowę z Franciszkiem, ale nic z tego nie wyszło, bo było za słodko przy lodach i nie chciałam nic psuć. Idiotka, wiem. Uruchomiłam laptopa i włączyłam skype. Miałyśmy z dziewczynami chat grupowy, więc odpaliłam zwyczajne "zadzwoń" z nadzieją, że jeszcze nie śpią. Po chwili wyczekiwania odebrały każda po kolei. Opowiedziałam im wszystko ze szczegółami. Tak, to, że jestem zazdrosna i upośledzona także. Macarena ta najrozsądniejsza z nas powiedziała, że mam się w końcu zdecydować. Ale jak ja miałam to zrobić? Wiadomo, Morata już odpada. Zostaje Cristiano i Isco. Porozmawiam z tym drugim jutro po meczu, ewentualnie w niedziele. Poplotkowałyśmy jeszcze trochę, a potem rozłączyłyśmy się. Stwierdziłam, że póki mam jeszcze trochę powera, to napiszę pracę tą nieszczęsną z dzisiejszych odwiedzin w muzeum. Miałam to zrobić na papierze, ale olałam profesorka i wysłałam mu ją na e-maila. Najwyżej mnie będzie chciał zabić, ale będzie musiał stanąć w kolejce, na której jutro na czele wypłyną wagsy Realu Madryt. Nie będę się cackała i jeśli będzie mi jakaś przeszkadzać, to powiem co nieco. Poza tym będzie Maca i Maria. Kelly jechała na weekend do swoich rodziców, więc nie pojawi się.
Kilka chwil przed 2 w nocy poszłam pod szybki i gorący prysznic, a potem ubrałam swoją piżamkę i położyłam się do łóżka.
Wiecie co, jest najgorszą rzeczą na świecie? Nie pistolet, nie test ciążowy z pozytywnym wynikiem tylko budzik. Największe zło na tym świecie zadzwoniło punkt 6:15. Wstałam, ubrałam się w szorty i koszulkę sportową oraz obuwie i poszłam pobiegać. 40-minutowa przebieżka dobrze mi zrobiła. Teraz szybki prysznic, śniadanko i zabieram się za sprzątanie. Odkąd zaczęłam pracę u Isco, co raz mniej przebywałam w swoim mieszkaniu i co za tym idzie, nie przywiązywałam uwagi do obowiązków domowych. Nie lubiłam sprzątać, jak byłam młodsza i zawsze byłam przyzwyczajona, że robi to za mnie moja mama. Ojciec się wściekał za każdym razem, ale przywykł. Jeśli mowa o rodzicach, to trochę tęsknie za nimi. Nie mam z nimi kontaktu od półtora roku, czyli od początku moich studiów. Mieszkają w Sewilli razem z moją młodszą o dwa lata siostrą Olivią. Z moją kochaną siostrzyczką mam już trochę lepszy kontakt, bo ze dwa albo trzy razy w miesiącu dzwonimy do siebie i rozmawiamy po kilka godzin. Brakuje mi jej bardziej, niż myślałam, że będzie po wyjeździe. Postanowiłam, że jak już wyjaśnię sobie sprawy z chłopakami, to zaproszę ją do siebie na kilka dni. W końcu niedługo matura i wakacje więc będzie mieć dużo czasu. I muszę się dowiedzieć, jakie sobie studia wybrała. I co najważniejsze gdzie. Opowiadała mi o Madrycie, Barcelonie oraz o Warszawie. Tak, te ostatnie miasto to trochę abstrakcja, ale o Polsce i naszej małej miłości do tego kraju opowiem wam kiedy indziej. Uprzątnęłam salon, sypialnie oraz odkurzyłam tak z wierzchu drugi wolny pokój, który stał pusty oraz kuchnię i łazienkę. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10:20. Jeszcze trochę mam czasu aż będę mieć pod opieką dziecko, więc zaplanowałam, że zrobię obiad. Niestety moja lodówka była pusta. Nie pozostało mi nic innego jak pojechać na małe i szybkie zakupy.
Po godzinie byłam z powrotem. Może to i nie były małe zakupy, ale jak na mnie szybkie. Zakupiłam produktów na obiady na calutki nowy tydzień plus jakieś jogurty, słodycze i inne pierdołki, które je mały Isco oraz soki. W trakcie przygotowywania sosu zadzwonił dzwonek do drzwi. Oho, to pewnie Monica z chłopcem. Wyłączyłam palnik i poszłam otworzyć. Maluszek, gdy tylko mnie zobaczył, wyrwał się babci i podbiegł do mnie. Wzięłam go na ręce i pocałowałam w czółko.
- I jak, gotowy na mecz? - spytałam malca i przywitałam się z Monicą, która podała mi kilka rzeczy dziecka i pożegnała się z nami dosyć szybko.
- Tak. - odpowiedział i uśmiechnął się, a potem zaprowadziłam go do salonu ze swoimi autkami.
- Pobaw się trochę, a zaraz będziemy jedli. - pogłaskałam go po główce i poszłam dokończyć obiad.
Mecz miał się rozpocząć o godzinie 16:15, więc kilka minut po 15 wyjechaliśmy z domu. Miałam na sobie coś eleganckiego, bo wyczaiłam sobie w internecie jak te wagsy wszystkie się ładnie pindrzą na mecze, więc i ja nie mogę być gorsza prawda? Wstydu Frankowi nie mogę przynieść. Zaparkowałam na parkingu strzeżonym i dostępnym tylko dla rodzin, jak i samych piłkarzy. Isco Junior był grzecznym chłopcem, więc nie miałam z nim większych problemów. Chwyciłam go za rączkę, a w drugiej trzymałam torebkę i poszliśmy do lóż. Doszliśmy tam z pomocą miłej pani pracującej na stadionie. Od razu po przekroczenia progu takiej większej sali z jedzeniem wiedziałam, że coś dziś się wydarzy. Moja podświadomość ubrana w koszulkę z nazwiskiem Isco groziła mi palcem i ostrzegała, że mam być grzeczna przypominając przy okazji, że nie ubrałam swojej. Czy ja kiedyś kogoś posłuchałam? Nie. Nawet na swoją studniówkę poszłam w zwykłej kiecce za kilkanaście euro, bo żal mi było kasy, a nie tak jak mama mi kazała w sukni długiej i przepięknej za ponad 500 euro. Macarene i Marie dojrzałam po kilku chwilach. Obie stały przy stoliku z napojami i rozmawiały z przepiękną blondynką z uroczą dziewczynką na rączkach. Postanowiłam się przywitać, w końcu wypada no nie?
- Cześć dziewczyny. - podeszłam bliżej ciągnąć biednego Isco Juniora za sobą i pocałowałam Maci i Marie w policzki. - Jestem Sophie. - podałam rękę do blondi.
- Izabel. - odpowiedziała z uśmiechem, a potem kiwnęła głową na dziewczynkę, która już wyrywała się ochoczo do Isco Jr. - a to Lucie.
Została mi jeszcze przedstawiona Nuria i Andrea. Powiem wam, że nie było tak źle, jak się spodziewałam. Alice od Moraty na szczęście nie było. Mecz zakończył się 3:1 dla Realu, a gole strzelili Isco (który zadedykował gola małemu), Morata i Cristiano. Czyli moja święta trójca, wspaniale prawda? Szłam do auta zadowolona z usypiającym mi na rękach małym i nie sądziłam, że mnie spotka dziś coś przykrego. No skoro nic się nie stało przy wagsach, to teraz co miało niby się wydarzyć? A jednak. Jakiś durny idiota, przebił mi opony!
- Fuck, wszystkie cztery. - jęknęłam trochę za głośno, bo aż przebudził się Junior.
- Co się stało? - Nagle pojawił się Isco i wziął ode mnie syna.
- Ktoś poprzebijał mi opony w aucie. - odpowiedziałam i obeszłam wokół jego osi. - i zbił lusterka oraz jedną z szyb w tylnych drzwiach.
- Masz ubezpieczenie? - spytał, a ja kiwnęłam głową. - No to zadzwoń do firmy i go odholują, a ja ciebie odwiozę do domu.
Wykonałam szybki telefon i wystarczyło mi czekać. Zastanawiałam się kto, to mógł być? Żaden kibol ani jakiś łobuz, bo parking jest strzeżony i jak wcześniej wspominałam tylko dla zawodników i ich rodzin, więc nie miałby jak wejść ktoś inny.
- Kochanie, muszę jechać do domu, mama mnie pilnie potrzebuje. - podszedł do mnie Franek i pocałował w policzek. - Zaraz znajdę ci kogoś, kto cię odwiezie.
- Nie trzeba, zamówię taksówkę. - odpowiadam.
- Ja ją odwiozę. - odezwał się nie kto inny jak Morata oczywiście.
- No dobrze, tylko grzecznie mi tam. Do zoba w poniedziałek. - pocałował mnie w policzek, a potem odjechał. Zostałam tylko ja i Hiszpan.
- Musimy chwilę zaczekać jeszcze. - Mówię na szybko coś, żeby przerwać milczenie.
- Chyba powinniśmy porozmawiać. - Tym razem on się odzywa, ale milknie, gdy widzi holownicze auto ubezpieczyciela. W 15 minut załatwiam wszystkie formalność. Firma pokryje wszystkie małe naprawy i auto będę mieć do odebrania już we wtorek.
- Słuchaj Alvaro, ja nie chce się angażować w nic. - zaczynam swój monolog, gdy rusza z parkingu. - Wycierpiałam się przez faceta wystarczająco dużo i wolałabym, żebyśmy zostali mimo wszystko przyjaciółmi. Masz dziewczynę, z którą jesteś szczęśliwy i tego się trzymajmy.
- A Isco? - pyta cicho.
- Isco, to mój szef i znajomy. Nic więcej. - Ale czy to była prawda? Nie wiem, mam mętlik w głowie mały. Alvaro nie odpowiada i zaczynam się martwić.
- Coś się stało? - pytam zerkając na niego.
- Nic, tylko martwi mnie to, że Alice nie było na meczu, a obiecała, że będzie. I jeszcze to twoje auto...-milknie.
- Myślisz, że ona może mieć coś z tym wspólnego? - pytam niepewnie, czekając na jego reakcję.
-Nie wiem. - odpowiada, a ja nie odzywam się już do końca naszej trasy.
Gdy dojeżdżamy pod mój blok, żegnam się z napastnikiem buziakiem w policzek, obiecując, że dam się porwać na mały spacer i lody w tygodniu, jak przyjaciele oczywiście.
Wchodząc do mieszkania mam dziwne przeczucie, że kolejne dni przyniosą mi kilka niespodzianek.
                                                                 ***
A więc jestem! Tym razem z czymś dłuższym, aż sama się sobie dziwie haha, ale ostatnio mam jakąś wene na pisanie tego FF. Na twitterze już wstawiałam kilka ankiet, ale może jest ktoś z was, kto jej nie widział, więc piszę tutaj też o tym...Mam pomysł na kolejnego bloga i zaraz, jak skończę publikować tutaj rozdział oraz na ff o Sergio Ramosie, chciałabym wjechać z czyms nowym. I stąd tutaj moje pytanie - Z kim chciałybyście w roli głównej czytać kolejne ff?
a) Alvaro Morata b) Cristiano Ronaldo c) Paulo Dybala d) Rapha Varane
A może ktoś inny? Jeśli tk, piszcie propozycje w komentarzach.
ps. komentarze mile widziany (motywują również do dalszego pisania) :) buziaki i do następnego!