6 mar 2017

Doce.

Wróciłam do domu koło północy. Na szczęście dziś był piątek, więc jutro miałam wolne na uczelni. Moim jedynym obowiązkiem było wzięcie Isco Juniora na mecz, który miał być o 16:15. Młodego podrzucić miała mi jego babcia około południa. Dostałam wejściówki specjalnie upoważniające mnie do wejścia, do loży oraz jakieś szmaty z nazwiskiem Alarcona. Miałam to niby ubrać jutro. Po przyglądaniu się owym ubraniom przez godzinę stwierdziłam, że jeden jedyny raz mogę to coś białego zwanego koszulką ubrać. Miałam w planach poważną rozmowę z Franciszkiem, ale nic z tego nie wyszło, bo było za słodko przy lodach i nie chciałam nic psuć. Idiotka, wiem. Uruchomiłam laptopa i włączyłam skype. Miałyśmy z dziewczynami chat grupowy, więc odpaliłam zwyczajne "zadzwoń" z nadzieją, że jeszcze nie śpią. Po chwili wyczekiwania odebrały każda po kolei. Opowiedziałam im wszystko ze szczegółami. Tak, to, że jestem zazdrosna i upośledzona także. Macarena ta najrozsądniejsza z nas powiedziała, że mam się w końcu zdecydować. Ale jak ja miałam to zrobić? Wiadomo, Morata już odpada. Zostaje Cristiano i Isco. Porozmawiam z tym drugim jutro po meczu, ewentualnie w niedziele. Poplotkowałyśmy jeszcze trochę, a potem rozłączyłyśmy się. Stwierdziłam, że póki mam jeszcze trochę powera, to napiszę pracę tą nieszczęsną z dzisiejszych odwiedzin w muzeum. Miałam to zrobić na papierze, ale olałam profesorka i wysłałam mu ją na e-maila. Najwyżej mnie będzie chciał zabić, ale będzie musiał stanąć w kolejce, na której jutro na czele wypłyną wagsy Realu Madryt. Nie będę się cackała i jeśli będzie mi jakaś przeszkadzać, to powiem co nieco. Poza tym będzie Maca i Maria. Kelly jechała na weekend do swoich rodziców, więc nie pojawi się.
Kilka chwil przed 2 w nocy poszłam pod szybki i gorący prysznic, a potem ubrałam swoją piżamkę i położyłam się do łóżka.
Wiecie co, jest najgorszą rzeczą na świecie? Nie pistolet, nie test ciążowy z pozytywnym wynikiem tylko budzik. Największe zło na tym świecie zadzwoniło punkt 6:15. Wstałam, ubrałam się w szorty i koszulkę sportową oraz obuwie i poszłam pobiegać. 40-minutowa przebieżka dobrze mi zrobiła. Teraz szybki prysznic, śniadanko i zabieram się za sprzątanie. Odkąd zaczęłam pracę u Isco, co raz mniej przebywałam w swoim mieszkaniu i co za tym idzie, nie przywiązywałam uwagi do obowiązków domowych. Nie lubiłam sprzątać, jak byłam młodsza i zawsze byłam przyzwyczajona, że robi to za mnie moja mama. Ojciec się wściekał za każdym razem, ale przywykł. Jeśli mowa o rodzicach, to trochę tęsknie za nimi. Nie mam z nimi kontaktu od półtora roku, czyli od początku moich studiów. Mieszkają w Sewilli razem z moją młodszą o dwa lata siostrą Olivią. Z moją kochaną siostrzyczką mam już trochę lepszy kontakt, bo ze dwa albo trzy razy w miesiącu dzwonimy do siebie i rozmawiamy po kilka godzin. Brakuje mi jej bardziej, niż myślałam, że będzie po wyjeździe. Postanowiłam, że jak już wyjaśnię sobie sprawy z chłopakami, to zaproszę ją do siebie na kilka dni. W końcu niedługo matura i wakacje więc będzie mieć dużo czasu. I muszę się dowiedzieć, jakie sobie studia wybrała. I co najważniejsze gdzie. Opowiadała mi o Madrycie, Barcelonie oraz o Warszawie. Tak, te ostatnie miasto to trochę abstrakcja, ale o Polsce i naszej małej miłości do tego kraju opowiem wam kiedy indziej. Uprzątnęłam salon, sypialnie oraz odkurzyłam tak z wierzchu drugi wolny pokój, który stał pusty oraz kuchnię i łazienkę. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10:20. Jeszcze trochę mam czasu aż będę mieć pod opieką dziecko, więc zaplanowałam, że zrobię obiad. Niestety moja lodówka była pusta. Nie pozostało mi nic innego jak pojechać na małe i szybkie zakupy.
Po godzinie byłam z powrotem. Może to i nie były małe zakupy, ale jak na mnie szybkie. Zakupiłam produktów na obiady na calutki nowy tydzień plus jakieś jogurty, słodycze i inne pierdołki, które je mały Isco oraz soki. W trakcie przygotowywania sosu zadzwonił dzwonek do drzwi. Oho, to pewnie Monica z chłopcem. Wyłączyłam palnik i poszłam otworzyć. Maluszek, gdy tylko mnie zobaczył, wyrwał się babci i podbiegł do mnie. Wzięłam go na ręce i pocałowałam w czółko.
- I jak, gotowy na mecz? - spytałam malca i przywitałam się z Monicą, która podała mi kilka rzeczy dziecka i pożegnała się z nami dosyć szybko.
- Tak. - odpowiedział i uśmiechnął się, a potem zaprowadziłam go do salonu ze swoimi autkami.
- Pobaw się trochę, a zaraz będziemy jedli. - pogłaskałam go po główce i poszłam dokończyć obiad.
Mecz miał się rozpocząć o godzinie 16:15, więc kilka minut po 15 wyjechaliśmy z domu. Miałam na sobie coś eleganckiego, bo wyczaiłam sobie w internecie jak te wagsy wszystkie się ładnie pindrzą na mecze, więc i ja nie mogę być gorsza prawda? Wstydu Frankowi nie mogę przynieść. Zaparkowałam na parkingu strzeżonym i dostępnym tylko dla rodzin, jak i samych piłkarzy. Isco Junior był grzecznym chłopcem, więc nie miałam z nim większych problemów. Chwyciłam go za rączkę, a w drugiej trzymałam torebkę i poszliśmy do lóż. Doszliśmy tam z pomocą miłej pani pracującej na stadionie. Od razu po przekroczenia progu takiej większej sali z jedzeniem wiedziałam, że coś dziś się wydarzy. Moja podświadomość ubrana w koszulkę z nazwiskiem Isco groziła mi palcem i ostrzegała, że mam być grzeczna przypominając przy okazji, że nie ubrałam swojej. Czy ja kiedyś kogoś posłuchałam? Nie. Nawet na swoją studniówkę poszłam w zwykłej kiecce za kilkanaście euro, bo żal mi było kasy, a nie tak jak mama mi kazała w sukni długiej i przepięknej za ponad 500 euro. Macarene i Marie dojrzałam po kilku chwilach. Obie stały przy stoliku z napojami i rozmawiały z przepiękną blondynką z uroczą dziewczynką na rączkach. Postanowiłam się przywitać, w końcu wypada no nie?
- Cześć dziewczyny. - podeszłam bliżej ciągnąć biednego Isco Juniora za sobą i pocałowałam Maci i Marie w policzki. - Jestem Sophie. - podałam rękę do blondi.
- Izabel. - odpowiedziała z uśmiechem, a potem kiwnęła głową na dziewczynkę, która już wyrywała się ochoczo do Isco Jr. - a to Lucie.
Została mi jeszcze przedstawiona Nuria i Andrea. Powiem wam, że nie było tak źle, jak się spodziewałam. Alice od Moraty na szczęście nie było. Mecz zakończył się 3:1 dla Realu, a gole strzelili Isco (który zadedykował gola małemu), Morata i Cristiano. Czyli moja święta trójca, wspaniale prawda? Szłam do auta zadowolona z usypiającym mi na rękach małym i nie sądziłam, że mnie spotka dziś coś przykrego. No skoro nic się nie stało przy wagsach, to teraz co miało niby się wydarzyć? A jednak. Jakiś durny idiota, przebił mi opony!
- Fuck, wszystkie cztery. - jęknęłam trochę za głośno, bo aż przebudził się Junior.
- Co się stało? - Nagle pojawił się Isco i wziął ode mnie syna.
- Ktoś poprzebijał mi opony w aucie. - odpowiedziałam i obeszłam wokół jego osi. - i zbił lusterka oraz jedną z szyb w tylnych drzwiach.
- Masz ubezpieczenie? - spytał, a ja kiwnęłam głową. - No to zadzwoń do firmy i go odholują, a ja ciebie odwiozę do domu.
Wykonałam szybki telefon i wystarczyło mi czekać. Zastanawiałam się kto, to mógł być? Żaden kibol ani jakiś łobuz, bo parking jest strzeżony i jak wcześniej wspominałam tylko dla zawodników i ich rodzin, więc nie miałby jak wejść ktoś inny.
- Kochanie, muszę jechać do domu, mama mnie pilnie potrzebuje. - podszedł do mnie Franek i pocałował w policzek. - Zaraz znajdę ci kogoś, kto cię odwiezie.
- Nie trzeba, zamówię taksówkę. - odpowiadam.
- Ja ją odwiozę. - odezwał się nie kto inny jak Morata oczywiście.
- No dobrze, tylko grzecznie mi tam. Do zoba w poniedziałek. - pocałował mnie w policzek, a potem odjechał. Zostałam tylko ja i Hiszpan.
- Musimy chwilę zaczekać jeszcze. - Mówię na szybko coś, żeby przerwać milczenie.
- Chyba powinniśmy porozmawiać. - Tym razem on się odzywa, ale milknie, gdy widzi holownicze auto ubezpieczyciela. W 15 minut załatwiam wszystkie formalność. Firma pokryje wszystkie małe naprawy i auto będę mieć do odebrania już we wtorek.
- Słuchaj Alvaro, ja nie chce się angażować w nic. - zaczynam swój monolog, gdy rusza z parkingu. - Wycierpiałam się przez faceta wystarczająco dużo i wolałabym, żebyśmy zostali mimo wszystko przyjaciółmi. Masz dziewczynę, z którą jesteś szczęśliwy i tego się trzymajmy.
- A Isco? - pyta cicho.
- Isco, to mój szef i znajomy. Nic więcej. - Ale czy to była prawda? Nie wiem, mam mętlik w głowie mały. Alvaro nie odpowiada i zaczynam się martwić.
- Coś się stało? - pytam zerkając na niego.
- Nic, tylko martwi mnie to, że Alice nie było na meczu, a obiecała, że będzie. I jeszcze to twoje auto...-milknie.
- Myślisz, że ona może mieć coś z tym wspólnego? - pytam niepewnie, czekając na jego reakcję.
-Nie wiem. - odpowiada, a ja nie odzywam się już do końca naszej trasy.
Gdy dojeżdżamy pod mój blok, żegnam się z napastnikiem buziakiem w policzek, obiecując, że dam się porwać na mały spacer i lody w tygodniu, jak przyjaciele oczywiście.
Wchodząc do mieszkania mam dziwne przeczucie, że kolejne dni przyniosą mi kilka niespodzianek.
                                                                 ***
A więc jestem! Tym razem z czymś dłuższym, aż sama się sobie dziwie haha, ale ostatnio mam jakąś wene na pisanie tego FF. Na twitterze już wstawiałam kilka ankiet, ale może jest ktoś z was, kto jej nie widział, więc piszę tutaj też o tym...Mam pomysł na kolejnego bloga i zaraz, jak skończę publikować tutaj rozdział oraz na ff o Sergio Ramosie, chciałabym wjechać z czyms nowym. I stąd tutaj moje pytanie - Z kim chciałybyście w roli głównej czytać kolejne ff?
a) Alvaro Morata b) Cristiano Ronaldo c) Paulo Dybala d) Rapha Varane
A może ktoś inny? Jeśli tk, piszcie propozycje w komentarzach.
ps. komentarze mile widziany (motywują również do dalszego pisania) :) buziaki i do następnego!


20 lut 2017

Once.

Zerkam na zegarek, który stoi obok telewizora. Jest godzina 22:15 czyli nie tak późno. Postanawiam zadzwonić po dziewczyny, bo potrzebuje babskiego towarzystwa. Niespełna pół godziny później w moich drzwiach zjawia się Maria, Macarena oraz Kelly. Przyniosły ze sobą lody, wino i czekoladowe ciasto. Od razu na starcie zauważyły, że coś jest nie tak. Nie znałyśmy się długo (no z Kelly długo, ale mniejsza), ale wiedziałam, że mogę im ufać i się zwierzyć.
Popijałyśmy wino w salonie. Rozłożyłyśmy się na dużym, białym puchowym dywanie prawie wszystkie, bo Kelly to nie odpowiadało i wybrała sofę. Opowiedziałam dziewczynom jak było z Isco i o scenie z Cristiano.
-Jeśli na ciebie leci, to wykorzystaj to. – zaczęła Kelly
–Skoro i tak nie chcesz się angażować w nic większego, to dlaczego nie? – tym razem odezwała się Maria.
– Koniec z zakładami i seksem z trzema jasne? – Macarena chyba była najrozsądniejsza z nas wszystkich. – A jeśli chodzi o Crisa, to coś wykombinujemy. Podpuszczę Lucasa i zdradzi mi co nieco. – uśmiechnęła się tajemniczo i upiła czerwonego płynu.
Chwilkę później Maria dostała smsa od znajomej z linkiem z "gorącymi" zdjęciami jednego z graczy Realu z dopiskiem, że na pewno ją to zainteresuje. Po odpaleniu stronki ukazały nam się zdjęcia Isco z jakąś farbowaną blondi z cyckami na wierzchu. Hiszpan trzymał ręce na jej tyłku, a ona pchała mu jęzor do gardła. Byłam naprawdę zszokowana i rozczarowana takimi zdjęciami zwłaszcza po dzisiejszym naszym spędzonym dniu. Ale czego mogłam się po nim spodziewać? Był młody, przystojny i sławny. Każda na takich leci. I co najważniejsze, wierności mi przecież nie przysięgał prawda? Przed dziewczynami udawałam, że mnie to nie ruszyło, ale w głębi serca byłam lekko zraniona.
Około 3 nad ranem po dziewczyny przyjechał Lucas, który wracał od Cristiano. Co oni robili do tej godziny, chyba nie chce wiedzieć… Mimo że była późna pora nie byłam wcale zmęczona. Zrobiłam sobie mocnej kawy i kanapki, a potem otworzyłam laptopa i zaczęłam nadrabiać kilka rzeczy na uczelnię.
W międzyczasie rozmyślałam trochę o tym, co dziewczyny mi powiedziały i zdecydowałam co dalej będzie. Czekały mnie trzy poważne rozmowy. Pierwsza z Moratą, z którym zamierzałam mieć przyjacielskie stosunki.
Kolejna rozmowa miała być przeprowadzona z Isco i któremu miałam dać do zrozumienia, że zamierzam się skupić tylko nad opieką jego dziecka i nic nas więcej nie będzie łączyło.
  Tak, byłam na niego cholernie zła. O te obściskiwanie z blondyną. Fakt, nic mi w końcu nie obiecywał, tylko kilka razy się pocałowaliśmy, były czułe słówka i tyle. Naiwna idiotka ze mnie, ale cóż od dziś koniec. Na koniec zostawiłam sobie Cristiano. Z nim chciałam się trochę pobawić. Dużo naczytałam się, że jest dobry w te gierki, więc czemu nie? Gdy wybiła godzina 6:30, zaczęłam się szykować na uczelnie, a pół godziny później siedziałam w metrze. Ostatnio co raz mniej jeździłam swoim autem, bo ktoś mnie odbierał spod uczelni albo jeździłam do małego Isco Jr. Do Alarcona miałam niedaleko i bardziej opłacało mi się jechać metrem nic tłuc się przez zatłoczone korkami ulice. Postanowiłam, że pójdę razem z Frankiem do tego muzeum, a potem pójdziemy na kawę i sobie z nim porozmawiam. Wieczorem zadzwonię do Moraty i poproszę, aby do mnie przyjechał, żebyśmy mogli sobie wyjaśnić wszystko. Crisa załatwię na następny dzień. 
Mimo, że była wczesna godzina, to w Madrycie już grzało słońce. Na szczęście nie ubrałam się źle, ponieważ miałam na sobie krótkie, dżinsowe szorty i białą przewiewną koszulę, a na stopach sandałki na koturnie. Zajęcia wyjątkowo ciągnęły mi się długo i już myślałam, że zezgonuje tam, serio. Punkt 16:00, jak zawsze wyszłam z budynku wprost na parking, gdzie miał czekać na mnie Franek. I czekał, ale nie sam. Zgadnijcie z kim? Tak, z tą blond małpą, z wielkimi cyckami ala Pamela Anderson. Nie chce tu nikogo obrażać, ale jej przynajmniej pasowały, a sztucznemu plastikowi raczej nie, ale to tylko moja mała skromna opinia.
- Ekhem. - odchrząknęłam  i splotłam ręce na piersiach. No co? Raz mogę być wredną i zazdrosną jędzą prawda? Zaraz, powiedziałam zazdrosną? Dla jasności, nie jestem zazdrosna tylko wkurzona. O tak, wkurzona. - Nie przeszkadzam wam gołąbeczki? - uśmiechnęłam się słodko, a potem podeszłam do Hiszpana i pocałowałam go w policzek, jednocześnie delikatnie przejeżdżając dłonią po jego klatce piersiowej. Miałam z nim skończyć, a odwalam takie rzeczy. Jestem chora psychicznie.
- O, Soph już jesteś? - zakłopotany Isco odsunął się od blond zdziry.
Zignorowałam jego durne pytanie i odwróciłam się lekko do tego czegoś, co nazywa się kobietą.
- Ah, ten Francisco, nawet nas nie przedstawił sobie. Jestem Sophie, jego prawie dziewczyna. - strzeliłam swój najlepszy uśmiech i wyciągnęłam dłoń w jej stronę.
- Lisa - o nawet imię ma zdzirowate, jak wspaniale.
- To, co jedziemy? - zwróciłam się do Franka, który stał jak słup soli.
- Gdzie jedziecie? - odezwała się blondi.
- Isco zabiera mnie na randkę do muzeum. - uśmiechnęłam się, a potem otworzyłam drzwi od auta.
- Może wybierzesz się z nami? - obudził się z transu Hiszpan, a potem popatrzył na mnie.
- A gdzie Lisa usiądzie kochanie? - wyraźnie zaznaczyłam ostatnie słowo. - Potknęłam się dziś na schodach i strasznie boli mnie noga. Muszę ją mieć wyprostowaną, więc rozłożę się na tyle.
- Pozostaje miejsce z przodu. - odezwała się cicho koleżanka obok.
- Przykro mi, ale to miejsce dla mojej cudownej i drogiej torebki. - uśmiechnęłam się triumfalnie i wlazłam do auta. Franek pożegnał się zmieszany z lalunią i ruszył autem.
- Specjalnie to zrobiłaś, co? - odezwał się po chwili ciszy. - Było jej przykro.
- Cóż, ja tylko chciałam, żeby wiedziała o tym, że jesteś mój. - mruknęłam i przymknęłam oczy napawając się ciepłym słonecznym dniem. Franek nic nie odpowiedział tylko się uśmiechnął dziwnie. Odbija mi, wiem.
                                                                    ***
Jestem z kolejnym rozdziałem! Trochę znowu namieszam, ale to moja specjalność :>
buziaczki ido następnego xx


9 lut 2017

Diez.

Po spędzeniu kilku godzin na uroczej polanie, Isco odwiózł mnie do domu. Umówiliśmy się, że jutro przyjedzie po mnie na uczelnie po zajęciach, a potem pójdziemy do tego cholernego muzeum. Juniorem miał się zająć Morata. Nie miałam więcej planów na dziś, więc nalałam sobie gorącej wody do wanny, dodałam jakichś olejków i mogłam się relaksować w spokoju.
Moją idyllę w wannie przerwał dzwonek do drzwi. Wyszłam z pomieszczenia owinięta puchowym ręcznikiem i poszłam otworzyć. Przez wizjer dostrzegłam Cristiano. Co on tu robi, skoro odwołałam nasze dzisiejsze spotkanie? Przekręcam jednak zamek w drzwiach i otwieram Portugalczykowi.
- Co ty tutaj robisz? - pytam zdziwiona.
- Dlaczego odwołałaś nasze spotkanie? - spytał i wyciągnął zza siebie wino i pizze. - I nie wymawiaj się uczelnią, bo dobrze wiem, że nic ci nie wypadło dziś.
- Skąd wiesz? - kieruję się w stronę salonu, ciągnąc za sobą swojego gościa.
- Nie jestem głupi. - odpowiedział. - Poza tym widziałem zdjęcia. -dodał i spojrzał dziwnie na mnie.
- Jakie zdjęcia? - spytałam, zdziwiona siadając na fotelu, podczas gdy Cristiano usiadł na kanapie, a to, co miał w ręce, uprzednio włożył na stół.
- Te, co są w internecie. - odpowiada spokojnie, patrząc na mnie tym intensywnym spojrzeniem, że się rumienie. - Idź się ubierz, a potem zjemy, bo zaraz ostygnie. - pogania mnie, a ja przytakuję i pędzę do sypialni. Kątem oka widzę, jak kieruje się do kuchni.
Ubieram krótkie szorty i luźną koszulkę, czyli mój typowy zestaw do spania i wracam do niego. Nie mam zamiaru ubierać się w inne ciuchy, a jak mu się coś nie podoba, to zawsze może wyjść prawda?
- Pokaż mi je. - mówię mu, wyciągając rękę i czekam, aż poda mi telefon z tymi cholernymi fotografiami.
- Co? - pyta głupio.
- Te zdjęcia. - odpowiadam, biorąc kawałek pizzy jedną ręką, a drugą nadal trzymam w jego stronę.
- Nie będę ci tego pokazywać. Dlaczego zrezygnowałaś z naszego spotkania, a poszłaś z nim? - pyta, biorąc również do ust jedzenie. Przez chwile nie odpowiadam, bo nawet nie wiem co mam mu powiedzieć.
- Sama nie wiem...Cristiano, czy miałoby to sens?- pytam i odbieram kieliszek z winem od Portugalczyka. On natomiast wykorzystuje moją chwilę nieuwagi i chwyta wyciągniętą dłoń, a następnie lekko całuje.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi? - pyta i patrzy na mnie dziwnie. No jezu czy każdy facet nie ma mózgu?
- Nasze spotykanie się i to wszystko.- mówię zakłopotana i nawet na niego nie spoglądam, bo mi głupio.
- Sophie, powiedz wprost, o co chodzi. - odkłada talerz z pizzą i podchodzi do fotela, gdzie siedzę.
- Bo ja chce faceta tylko na jedną noc i tylko do łóżka.- odpowiadam i zerkam wszędzie byle nie na niego.
- Czekaj...czy ty masz teraz na myśli mnie i ciebie jako przyjaciół do łóżka? - pyta rozbawiony, a ja czuję jak się rumienie. Cholera jasna.
-No tak..zresztą nieważne, zapomnij. - wstaje i mam zamiar iść do łazienki, ale Cristiano mi to uniemożliwia, zagradzając drogę swoim ciałem.
- Wyjaśnij mi, o co chodzi albo wrzucę cię pod prysznic. - ostrzega ze śmiechem, a potem chwyta za moje biodra i sadza z powrotem na fotelu.
- No co tu jest niby do wyjaśniania? - pytam oburzona i splatam dłonie na piersi.
- Myślałaś o mnie w aspekcie seksualnym? - pyta lekko rozbawiony, a ja się rumienię.
-Tak to znaczy nie, nie wiem. - zaczynam gadać bzdury, a moja podświadomość śmieje się z zażenowania.
- Biorę, to za tak. - uśmiecha się tak jakby, wygrał w totka.
Pochyla się w moją stronę i już jesteśmy twarzą w twarz, gdy nagle coś przerywa. Tym czymś jest telefon Cristiano. Odsuwa się ode mnie, a potem odbiera połączenie. Kilka chwil później informuje mnie, że musi wracać do domu, ponieważ opiekunka jego dziecka dzwoniła, że mały Cristiano ma gorączkę. Żegna się ze mną delikatnym pocałunkiem i mam wrażenie, że zawiera on małą obietnicę. Chyba zwariowałam albo się zakochałam. Ewentualnie jestem chora psychicznie i mam urojenia. Tak, zdecydowanie na pewno ta druga opcja.
                                                                                      ***
Heej, nareszcie tu wracam! Wiem, wiem, że długo nic nie było, ale postaram się nadrobić w krótkim czasie te opowiadanie...jeśli nadal ktoś tu zagląda, to niech zostawi komentarz (chociażby małą kropkę), abym mogła zobaczyć, czy jeszcze ktoś tu jest :> buziaki i do następnego xx