Wróciłam do domu koło północy. Na szczęście dziś był piątek, więc
jutro miałam wolne na uczelni. Moim jedynym obowiązkiem było wzięcie
Isco Juniora na mecz, który miał być o 16:15. Młodego podrzucić miała
mi jego babcia około południa. Dostałam wejściówki specjalnie
upoważniające mnie do wejścia, do loży oraz jakieś szmaty z nazwiskiem
Alarcona. Miałam to niby ubrać jutro. Po przyglądaniu się owym ubraniom
przez godzinę stwierdziłam, że jeden jedyny raz mogę to coś białego
zwanego koszulką ubrać. Miałam w planach poważną rozmowę z
Franciszkiem, ale nic z tego nie wyszło, bo było za słodko przy lodach i
nie chciałam nic psuć. Idiotka, wiem. Uruchomiłam laptopa i włączyłam
skype. Miałyśmy z dziewczynami chat grupowy, więc odpaliłam zwyczajne
"zadzwoń" z nadzieją, że jeszcze nie śpią. Po chwili wyczekiwania
odebrały każda po kolei. Opowiedziałam im wszystko ze szczegółami. Tak,
to, że jestem zazdrosna i upośledzona także. Macarena ta
najrozsądniejsza z nas powiedziała, że mam się w końcu zdecydować. Ale
jak ja miałam to zrobić? Wiadomo, Morata już odpada. Zostaje Cristiano i
Isco. Porozmawiam z tym drugim jutro po meczu, ewentualnie w niedziele.
Poplotkowałyśmy jeszcze trochę, a potem rozłączyłyśmy się.
Stwierdziłam, że póki mam jeszcze trochę powera, to napiszę pracę tą
nieszczęsną z dzisiejszych odwiedzin w muzeum. Miałam to zrobić na
papierze, ale olałam profesorka i wysłałam mu ją na e-maila. Najwyżej
mnie będzie chciał zabić, ale będzie musiał stanąć w kolejce, na której
jutro na czele wypłyną wagsy Realu Madryt. Nie będę się cackała i jeśli
będzie mi jakaś przeszkadzać, to powiem co nieco. Poza tym będzie Maca i
Maria. Kelly jechała na weekend do swoich rodziców, więc nie pojawi
się.
Kilka chwil przed 2 w nocy poszłam pod szybki i gorący prysznic, a potem ubrałam swoją piżamkę i położyłam się do łóżka.
Wiecie
co, jest najgorszą rzeczą na świecie? Nie pistolet, nie test ciążowy z
pozytywnym wynikiem tylko budzik. Największe zło na tym świecie
zadzwoniło punkt 6:15. Wstałam, ubrałam się w szorty i koszulkę sportową
oraz obuwie i poszłam pobiegać. 40-minutowa przebieżka dobrze mi
zrobiła. Teraz szybki prysznic, śniadanko i zabieram się za sprzątanie.
Odkąd zaczęłam pracę u Isco, co raz mniej przebywałam w swoim
mieszkaniu i co za tym idzie, nie przywiązywałam uwagi do obowiązków
domowych. Nie lubiłam sprzątać, jak byłam młodsza i zawsze byłam
przyzwyczajona, że robi to za mnie moja mama. Ojciec się wściekał za
każdym razem, ale przywykł. Jeśli mowa o rodzicach, to trochę tęsknie
za nimi. Nie mam z nimi kontaktu od półtora roku, czyli od początku
moich studiów. Mieszkają w Sewilli razem z moją młodszą o dwa lata
siostrą Olivią. Z moją kochaną siostrzyczką mam już trochę lepszy
kontakt, bo ze dwa albo trzy razy w miesiącu dzwonimy do siebie i
rozmawiamy po kilka godzin. Brakuje mi jej bardziej, niż myślałam, że
będzie po wyjeździe. Postanowiłam, że jak już wyjaśnię sobie sprawy z
chłopakami, to zaproszę ją do siebie na kilka dni. W końcu niedługo
matura i wakacje więc będzie mieć dużo czasu. I muszę się dowiedzieć,
jakie sobie studia wybrała. I co najważniejsze gdzie. Opowiadała mi o
Madrycie, Barcelonie oraz o Warszawie. Tak, te ostatnie miasto to
trochę abstrakcja, ale o Polsce i naszej małej miłości do tego kraju
opowiem wam kiedy indziej. Uprzątnęłam salon, sypialnie oraz odkurzyłam
tak z wierzchu drugi wolny pokój, który stał pusty oraz kuchnię i
łazienkę. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10:20. Jeszcze trochę
mam czasu aż będę mieć pod opieką dziecko, więc zaplanowałam, że zrobię
obiad. Niestety moja lodówka była pusta. Nie pozostało mi nic innego
jak pojechać na małe i szybkie zakupy.
Po godzinie byłam z
powrotem. Może to i nie były małe zakupy, ale jak na mnie szybkie.
Zakupiłam produktów na obiady na calutki nowy tydzień plus jakieś
jogurty, słodycze i inne pierdołki, które je mały Isco oraz soki. W
trakcie przygotowywania sosu zadzwonił dzwonek do drzwi. Oho, to pewnie
Monica z chłopcem. Wyłączyłam palnik i poszłam otworzyć. Maluszek, gdy
tylko mnie zobaczył, wyrwał się babci i podbiegł do mnie. Wzięłam go na
ręce i pocałowałam w czółko.
- I jak, gotowy na mecz? - spytałam malca i przywitałam się z Monicą,
która podała mi kilka rzeczy dziecka i pożegnała się z nami dosyć
szybko.
- Tak. - odpowiedział i uśmiechnął się, a potem zaprowadziłam go do salonu ze swoimi autkami.
- Pobaw się trochę, a zaraz będziemy jedli. - pogłaskałam go po główce i poszłam dokończyć obiad.
Mecz miał się rozpocząć o godzinie 16:15, więc kilka minut po 15
wyjechaliśmy z domu. Miałam na sobie coś eleganckiego, bo wyczaiłam sobie w internecie jak te wagsy
wszystkie się ładnie pindrzą na mecze, więc i ja nie mogę być gorsza
prawda? Wstydu Frankowi nie mogę przynieść. Zaparkowałam na parkingu
strzeżonym i dostępnym tylko dla rodzin, jak i samych piłkarzy. Isco
Junior był grzecznym chłopcem, więc nie miałam z nim większych
problemów. Chwyciłam go za rączkę, a w drugiej trzymałam torebkę i
poszliśmy do lóż. Doszliśmy tam z pomocą miłej pani pracującej na
stadionie. Od razu po przekroczenia progu takiej większej sali z
jedzeniem wiedziałam, że coś dziś się wydarzy. Moja podświadomość ubrana
w koszulkę z nazwiskiem Isco groziła mi palcem i ostrzegała, że mam
być grzeczna przypominając przy okazji, że nie ubrałam swojej. Czy ja
kiedyś kogoś posłuchałam? Nie. Nawet na swoją studniówkę poszłam w
zwykłej kiecce za kilkanaście euro, bo żal mi było kasy, a nie tak jak
mama mi kazała w sukni długiej i przepięknej za ponad 500 euro.
Macarene i Marie dojrzałam po kilku chwilach. Obie stały przy stoliku z
napojami i rozmawiały z przepiękną blondynką z uroczą dziewczynką na
rączkach. Postanowiłam się przywitać, w końcu wypada no nie?
-
Cześć dziewczyny. - podeszłam bliżej ciągnąć biednego Isco Juniora za
sobą i pocałowałam Maci i Marie w policzki. - Jestem Sophie. - podałam
rękę do blondi.
- Izabel. - odpowiedziała z uśmiechem, a potem
kiwnęła głową na dziewczynkę, która już wyrywała się ochoczo do Isco Jr.
- a to Lucie.
Została mi jeszcze przedstawiona Nuria i Andrea.
Powiem wam, że nie było tak źle, jak się spodziewałam. Alice od Moraty
na szczęście nie było. Mecz zakończył się 3:1 dla Realu, a gole
strzelili Isco (który zadedykował gola małemu), Morata i Cristiano.
Czyli moja święta trójca, wspaniale prawda? Szłam do auta zadowolona z
usypiającym mi na rękach małym i nie sądziłam, że mnie spotka dziś coś
przykrego. No skoro nic się nie stało przy wagsach, to teraz co miało
niby się wydarzyć? A jednak. Jakiś durny idiota, przebił mi opony!
- Fuck, wszystkie cztery. - jęknęłam trochę za głośno, bo aż przebudził się Junior.
- Co się stało? - Nagle pojawił się Isco i wziął ode mnie syna.
-
Ktoś poprzebijał mi opony w aucie. - odpowiedziałam i obeszłam wokół
jego osi. - i zbił lusterka oraz jedną z szyb w tylnych drzwiach.
- Masz ubezpieczenie? - spytał, a ja kiwnęłam głową. - No to zadzwoń do firmy i go odholują, a ja ciebie odwiozę do domu.
Wykonałam
szybki telefon i wystarczyło mi czekać. Zastanawiałam się kto, to mógł
być? Żaden kibol ani jakiś łobuz, bo parking jest strzeżony i jak
wcześniej wspominałam tylko dla zawodników i ich rodzin, więc nie
miałby jak wejść ktoś inny.
- Kochanie, muszę jechać do domu,
mama mnie pilnie potrzebuje. - podszedł do mnie Franek i pocałował w
policzek. - Zaraz znajdę ci kogoś, kto cię odwiezie.
- Nie trzeba, zamówię taksówkę. - odpowiadam.
- Ja ją odwiozę. - odezwał się nie kto inny jak Morata oczywiście.
-
No dobrze, tylko grzecznie mi tam. Do zoba w poniedziałek. - pocałował
mnie w policzek, a potem odjechał. Zostałam tylko ja i Hiszpan.
- Musimy chwilę zaczekać jeszcze. - Mówię na szybko coś, żeby przerwać milczenie.
-
Chyba powinniśmy porozmawiać. - Tym razem on się odzywa, ale milknie,
gdy widzi holownicze auto ubezpieczyciela. W 15 minut załatwiam
wszystkie formalność. Firma pokryje wszystkie małe naprawy i auto będę
mieć do odebrania już we wtorek.
- Słuchaj Alvaro, ja nie chce
się angażować w nic. - zaczynam swój monolog, gdy rusza z parkingu. -
Wycierpiałam się przez faceta wystarczająco dużo i wolałabym, żebyśmy
zostali mimo wszystko przyjaciółmi. Masz dziewczynę, z którą jesteś
szczęśliwy i tego się trzymajmy.
- A Isco? - pyta cicho.
-
Isco, to mój szef i znajomy. Nic więcej. - Ale czy to była prawda? Nie
wiem, mam mętlik w głowie mały. Alvaro nie odpowiada i zaczynam się
martwić.
- Coś się stało? - pytam zerkając na niego.
- Nic, tylko martwi mnie to, że Alice nie było na meczu, a obiecała, że będzie. I jeszcze to twoje auto...-milknie.
- Myślisz, że ona może mieć coś z tym wspólnego? - pytam niepewnie, czekając na jego reakcję.
-Nie wiem. - odpowiada, a ja nie odzywam się już do końca naszej trasy.
Gdy
dojeżdżamy pod mój blok, żegnam się z napastnikiem buziakiem w
policzek, obiecując, że dam się porwać na mały spacer i lody w tygodniu,
jak przyjaciele oczywiście.
Wchodząc do mieszkania mam dziwne przeczucie, że kolejne dni przyniosą mi kilka niespodzianek.
***
A więc jestem! Tym razem z czymś dłuższym, aż sama się sobie
dziwie haha, ale ostatnio mam jakąś wene na pisanie tego FF. Na
twitterze już wstawiałam kilka ankiet, ale może jest ktoś z was, kto jej
nie widział, więc piszę tutaj też o tym...Mam pomysł na kolejnego bloga
i zaraz, jak skończę publikować tutaj rozdział oraz na ff o Sergio
Ramosie, chciałabym wjechać z czyms nowym. I stąd tutaj moje pytanie - Z
kim chciałybyście w roli głównej czytać kolejne ff?
a) Alvaro Morata b) Cristiano Ronaldo c) Paulo Dybala d) Rapha Varane
A może ktoś inny? Jeśli tk, piszcie propozycje w komentarzach.
ps. komentarze mile widziany (motywują również do dalszego pisania) :) buziaki i do następnego!